Jeśli chodzi o telefony z Androidem to wpychanie najnowszych podzespołów gdzie się da, szczególnie do średniej półki, moim zdaniem zaczyna zjadać własny ogon. My tutaj siedzimy z technologii i raczej wiemy co i jak, ale weźmy na przykład moją mamę, która nie do końca rozróżnia pamięć RAM od pamięci wewnętrznej, nie wspominając o innych aspektach, a przy zakupie telefonu w zasadzie mogłaby brać pod uwagę także procesor, chip graficzny, wersję Androida okres jego wsparcia, aparaty (akurat na to zwraca), rozdzielczość, typ i odświeżanie ekranu… To powoli zaczyna przypominać rozeznanie, jakie robi się przed zakupem samochodu (jeszcze daleko, ale powoli zaczyna). A przecież na takim Pixelu 5 przez kilka lat będzie można bez problemu używać podstawowych aplikacji i grać w prostsze gierki (dla wymagających smartphono-graczy Pixele nie są tworzone).
Ja do czegoś z tym zmierzam - wydaje mi się, że przeciętnemu użytkownikowi znacząco mogłoby ułatwić wybór wprowadzenie swego rodzaju certyfikatów, czyli minimalnych wymagań w kilku grupach, podobnie jak np. samochody osobowe podzielone są w Europie na segmenty, albo urządzenia w zależności od zużycia prądu. Brany byłby pod uwagę zestaw parametrów i jeśli telefon je spełnia, dostaje klasę A1, wyższa byłaby A2 itd. Klasa A1 oznaczałaby telefony, które gwarantują działanie serii najpopularniejszych aplikacji, A2 lepsze parametry i dodatkowe funkcje typu NFC, ładowanie bezprzewodowe, wsparcie aktualizacjami przez X lat itd. Oczywiście producenci mogliby opisywać swoje urządzenia jako np. A1 z NFC. Wtedy klient wchodząc do sklepu, od razu mógłby zorientować się urządzenia jakiej klasy potrzebuje i ewentualnie skupić się na dodatkowych funkcjach lub wyglądzie. Zauważcie, że generalnie w taki prosty sposób swoje smartfony sprzedaje Apple - jest kilka numerów modeli aktualnie w sprzedaży i klient nie musi się specjalnie edukować w specyfikacjach.
Tym przydługim elaboratem chcę wykazać, że Androidowi przydałoby się bardzo jakieś uproszczenie oferty dla osób szukających urządzenia ze średniej półki, gdzie Android jest najpopularniejszy oraz właśnie niekoniecznie w tym segmencie wpychanie na siłę podzespołów, z których wielu użytkowników nie skorzysta, a większość z nich chce po prostu przyzwoitego telefonu, który ich nie rozczaruje np. zbyt małą baterią czy pamięcią.
Zmieniając temat, mnie akurat rozbudowany segment o przypomnieniach się podobał, chociaż nie korzystam z iOS, to po prostu było dla mnie interesujące, jak tę dosyć istotną rzecz w życiu rozwiązują inni. Ja mam to trochę rozwalone, ale w moim przypadku tworzyłem swoje rozwiązania przez lata i pasują mi idealnie, chociaż dałoby się je znacznie ulepszyć. Urodziny i ważne spotkania - kalendarz Google, czasem ustawiam po kilka przypomnień. Mniej ważne rzeczy - asystent Google. Tam przypomnienia są w sumie upośledzone, ale mi wystarczy, że pojawi mi się takie przypomnienie nieinwazyjnie w powiadomieniach na telefonie i tablecie. Natomiast mając na uwadze, że w dni robocze wiele godzin siedzę przy komputerze, jakieś listy typu lista zakupów albo lista rzeczy do zabrania przed wyjazdem, piszę je w Notepad++ w pliku udostępnionym na Google Drive, więc mam go zawsze przy sobie pod ręką, także poza domem. No i email - coś ważnego - idzie gwiazdka. Mowa głównie o życiu prywatnym, w zawodowym mam inne rozwiązania. W każdym razie “inwazyjne” przypomnienia w postaci alarmów mam o urodzinach (niektóre po raz pierwszy miesiąc przed czasem, żeby nie zamawiać czegoś na ostatnią chwilę) i ważnych spotkaniach, a reszta jest mało-inwazyjna i mnie nie stresuje. Dla kogoś z zewnątrz takie rozwiązania mogą zdawać się szalone, ale u mnie przez lata się sprawdzają, natomiast interesujące było posłuchanie, jak to jest rozwiązywane w inny sposób.