Wczoraj dzień wolny w Uk, 25 stopni piękna pogoda, wszyscy ludzie wyleźli z domów. Korki jak chuuu. Ja oczywiście w pracy, kręcę się na tej samej lini przez cale centrum, i na osiedle na wzgórzach. Trasa średnio 25 minut, opóźnienie 40 do godziny.
Po 4 godzinach dzwonię do biura, informuje ze pomijam jedno „kółko” i robię sobie 10 minut przerwy na pętli.
Wychodzę z kabiny, kręcę fajkę, przeciągaj gnaty… Widzę leci jakaś starsza babuszka, wglowie już przekleństwa, bo bardzo nie lubię, jak ktos stoi pod drzwiami a ja mam przerwę.
Ale widzę ze babcia niesie coś w rękach.
I w skrócie tutaj, Pani już w podeszłym wieku (78 lat) przyleciała tylko pogadać, bo sama w domu siedzi. A wie ze kierowcy tutaj czesto maja przerwę. Wiec zrobiła mi herbatę z mlekiem (swoją droga, jak można coś takiego pić) i kawałek domowego flapjacka.
Podpowiadała jak to dzieci do Niemiec wyjechały i przez tego całego wirusa nie było ich od roku, o tym ze jej mąż tez jeździł busami.
Pogadaliśmy przez te 10 minut ( a właściwie to oba gadała), wypiłem tez te herbatkę, i smakowała jak nigdy w życiu.
Babcia wróciła do domu zadowolona, bo miała do kogo pogadać, a ja dokończyłem ten dzień już bez stresu i z dziwnym miłym uczuciem. Nawet te korki i pot lejący się po plecach na „skórzanym” fotelu nie przeszkadzały.
Takie historie są najfajniejsze Swoją drogą moja mama w tym roku ma 77 lat i chyba nikt nie pomyślał by o niej jako o babuszce Zarówno dzięki wyglądowi jak i jeszcze bardziej usposobieniu, nowoczesności, poglądom i sprawności technologicznej Więc to też się do pozytywnego nadaje myślę
A jaka jest dobrze zrobiona. To czym w Irlandii localsi częstują to zazwyczaj smakuje jak mleko z wodą, albo kawa z mlekiem do której zrobienia ktoś użył 20% normalnej dawki kawy.
Przed pandemią, sporą częścią mojej pracy było odwiedzanie randomowych domów. Wiele razy, mimo usilnych protestów wychodziłem z jakimiś domowymi wypiekami. Często też spędzałem tam 3 razy więcej czasu niż powinienem, bo jakaś starsza osoba szczęśliwa, że ma z kim pogadać wykładała historię życia. Nieraz bardzo wzruszającą. Uśmiech na twarzy domownika na koniec takiego spotkania zawsze robił mi resztę dnia. I mimo, że mam duży problem ze spotykaniem się z nowymi ludźmi, czułem się bardzo dobrze.
I tu chyba leży pierwszy i główny problem. Tutaj picie herbat torebkowych to styl życia. Nawet jest wojna w stylu Coca-Cola vs Pepsi. Barry’s Tea vs Lyons.
Whittard nawet nie kojarzę, a co do Twinnings to widziałem w sklepach ale nie widziałem, żeby ktoś pił. W irlandzkich domach są dopuszczane tylko dwie prawilne herbaty. Ale ja się nie znam bo ja herbatkę to tylko od czasu do czasu na sen piję.
A co do snu i pozytywów to dzisiaj mi się bardzo dobrze spało. Obudziłem się wypoczęty 5 minut przed budzikiem. Dużo energii na cały dzień. Słońce sieci, spoti gra. Korków nie ma. Jakiś taki fajny dzień.
Przyszło moje zamówienie z kartami. 69 boosterów. Już jeden otworzyłem, ale sobie będę przez cały miesiąc otwierać, w ramach relaksu (i budowania talii). Czuję się jak dziecko w sklepie z kartami. Tylko, że to już moje karty!!!
Nie wypowiem się w temacie UK, ale u mnie (w republice Irlandii) nie do końca lubią rzeczy, które są brytyjskie, wiec to może być powodem małej popularności Liptona. Z tego co wiem obie herbaty, które wymieniłem, są Irlandzkie, a tutaj lokalny patriotyzm jest silny.
Żarty żartami, ale jak się pojedzie do jakiegokolwiek kraju arabskiego i poprosi w sklepie/hotelu/restauracji o najlepszy LOKALNY czaj, to powiedzą, ze mogą dac lokalny, ale najlepszy i tak jest sypany lipton.