Technologia to nie tylko elektronika. Zainspirowany ostatnim odcinkiem gdzie mowa była o mięsie w hamburgeroirach zainteresowałem się ponownie tematem jedzenia w proszku.
Obecnie na rynku jest pare firm oferujących pełnowartościowe jedzenie w postaci proszku. Nie mówię tutaj o liofizach czyli jedzeniu z którego została odparowana całkowicie woda w niskich temperaturach.
Mowa o takich firmach jak w temacie czyli najpopularniejszy i chyba jako pierwszy robiący jedzeniew proszku Soylent. Zdobywający popularność Hueal czy rekomendowany często Jimmy Joy. W chwili obecnej jedzenie 500 kcal kosztuje średnio około 8 zł. Śniadanie 500kcal, obiad 1000 i kolacja 500. Dzień kosztuje nas w takim układzie 32 zł plus ewentualnie mleko, którym warto zalewać proszek, żeby był lepszy w smaku.
Jakie są Wasze doświadczenia w tej kwestii. Czy za granicą jest to popularniejsze?
Probowalem z ciekawości Soylent po banie w Kanadzie. Uznałem za obrzydlistwo i odpuściłem.
Na tym moja przygoda się zakończyła. Może komuś to się przydaje, ale dla mnie, czyli kogoś, kto ma czas i chęci na przygotowywanie codziennie zdrowego jedzenia taki produkt jest kompletnie zbędny.
A co do SW @Martin_Fox to nie otwieram dla zasady, żeby nie daj boze nie dać im choćby grosika z reklam.
I nie zapominajmy o najważniejszym: jedzenie to przyjemność.
Wysoka piątka dla kłamczuchów, którzy mi powiedzą, że picie Soylentów to taka sama frajda. Dupa tam.
A co do popularności: tak. Jest to szalenie popularne. U mnie w mocno hipsterskim WA jest nadal niszowe, ale dużo tego widze. W Cali jest dużo gorzej. Oni zawsze coś głupiego musza odwalić.
Nie czytam, bo głupota jest zaraźliwa.
A adblocka nie uzywam, bo zazwyczaj wchodzę tylko tam, gdzie chce wchodzić i zależy mi na tym, żeby twórca stronę utrzymał.
Ja się zastanawiam bo niekiedy jak popadnę w hustle to zapominam jeść albo mi szkoda na to czasu.
Czerpię radość z jedzenia ogromną, ale jak mam okazję to celebrować, a niekiedy łapię się na tym, że szkoda mi czasu na jedzenie
Dostałem paczkę Jimmy Joy w prochu na próbę od znajomego i mi posmakowało, ale życie zweryfikowało - jak zamówiłem sobie 8 paczek w różnych smakach, to przy trzeciej chyba straciłem zajawkę na szejki, kolejne dwie zajęły mi pół roku, żeby je skończyć, a trzy się przeterminowały, mimo że termin ważności od zakupu dzieliło prawie półtora roku…
Raz na jakiś czas super, ale nie jestem jednak robotem, żeby regularnie żywić się czymś takim. Pojedyncze porcje bym jeszcze kupił, tak bardziej na zapas lub na wyjazd.
Dużo fajniejsze od JJ są batony, w składzie podobne, w smaku nienajgorsze, tylko drożej wychodzą, ale dużo praktyczniejsze jednak…
Do momentu gdy nie używali Huel. Jeśli z jakiegoś powodu nie zrobili sobie śniadania, drugiego śniadania, obiadu, podwieczorka lub kolacji, to jedli zamawiane. Często takie jedzenie ma makro zorientowane głównie na węgle w połączeniu z tłuszami. Bardzo niepożądane połączenie.