To w ogóle ciekawy punkt jest, bo zasadniczo większość tych rzeczy, o których u góry mowa, u mnie w domu się stosuje nie ze względu na środowisko, tylko na oszczędności. Niby mięsa się je u nas dużo, ale to mięso to zwykle jest od babci albo jakichś znajomych rodziców. W gruncie rzeczy nie kupujemy mięsa w sklepie. Ja jem mniej mięsa niż rodzice, ale to raczej po prostu kwestia smaku.
Foliowych torebek nie używam, bo ten plastik jest nieprzyjemny w dotyku strasznie, a tych płóciennych toreb mam już tyle, że wkładam jedną w drugą. Poza tym wbrew powszechnemu przekonaniu reklamówki (dopóki się nie podrą) też można użyć więcej niż jeden raz, tak samo kartony itd. Jedyny problem to kupowanie warzyw, bo zwykle w sklepie są te jednorazówki do tego, żeby je zważyć, ale u nas kupuje się tylko te warzywa, których nie ma w domu, więc siłą rzeczy jest tego mniej.
Niestety lokalizacja zmusza nas do tego, żeby sporo jeździć autem, ale jak mam gdzieś być sam to na krótkie dystanse (tak do 6 km) idę piechotą z podcastami, a na długie jadę autobusem. Mi też się to bardziej opłaci niż rodzicom, bo ja mam zniżki na autobus a oni nie. Czasami kupujemy wodę w plastikowych butelkach, jak chcemy gazowaną, ale ja wolę niegazowaną, to piję wodę z filtra. Tańsza, lepsza i on demand. Na odpady organiczne jest kompostownik, nieorganiczne bierze śmieciarka, ale tych znowu nie ma aż tak dużo.
Problemem jest ogrzewanie, bo mamy piec na węgiel albo na gaz, i w zimie zwykle idzie węgiel, bo jest jednak sporo tańszy. W naszej sytuacji nie widzę za bardzo z tego wyjście, które jakkolwiek by się opłacało ekonomicznie.
U nas zasadniczo zawsze tak było i teraz, jakbym chciał kłaść nacisk na oszczędzanie, to byłoby to dużo roboty dla niewielkiego zysku. Trochę to wszystko bez sensu, bo dalej trzymam elektronikę i kupuję ubrania w sieciówkach, a footprint tych korporacji jest dużo większym problemem niż odpady gospodarstwa domowego, ale to tylko dowód na to, że samemu wszystkiego zrobić się nie da.