Globalne ocieplenie ☀️

Jakie są wasze przemyślenia na ten temat? Staracie się robić coś, aby mniej eksploatować naszą planetę?

Od kiedy zacząłem czytać na ten temat, wprowadziłem trochę zmian w swoim życiu:

  • Jem mniej mięsa - w domu nie używamy go praktycznie wcale, tylko podczas niektórych wyjść czy powrotów do rodziców
  • Przestałem używać foliowych torebek - na konferencjach rozdają teraz wspaniałe zamienniki czyli płócienne torby
  • Gdy mogę, zawsze wybieram komunikację zbiorową zamiast samochodu
  • Zamieniłem wodę butelkowaną na dzbanek do filtrowania wody
1 polubienie

< ironia mode on>

Jak powszechnie wiadomo nie ma globalnego ocieplenia co potwierdziła była minister edukacji narodowej pani Anna Zalewska mówiąc:

“Bo tak naprawdę globalnego ocieplenia nie ma, ponieważ na Arktyce powinien lód topnieć, a przybywa. Dlaczego mówią nam inaczej? Bo to kosmiczna kasa, ekolodzy takie pieniądze zarabiają na tym ociepleniu”

Linię partii potwierdzają nawet przedstawieciele opozycji, co można zobaczyć na

Wszyscy ktorzy twierdzą inaczej powtarzają tylko fake newsy, ale za nich weźmiemy się po wyborach. Wiadomo, Niemce (a kto twierdzi że jest globalne ocieplenie działa na rzecz unii, a unia niemiecka więc Niemiec) to wrogowie narodu wybranego (i nie mówię o tych wstrętnych pejsatych bezbożnikach, ale o prawdziwym narodzie wybranym), a wrogów takich trzeba zwalczać.
Może trzeba pomyśleć o stworzeniu nowej, lepszej polskiej inkwizycji?

< ironia mode off>

A poważnie.

To jest spoko, nawet jak ktoś nie wierzy w ocieplenie to jednak generuje mnie śmieci, co mnie osobiście bardziej przekonuje bo to widać na każdym kroku :slight_smile:

Taniej :slight_smile: więc #cebula jak najbardziej dobra.

Yhhh… byłoby spoko, gdyby ona działała. Ja po prostu nie zawsze mam czas by się bawić w jego tracenie, a rokłady we Wrocławiu są ułożone beznadziejnie, bez pomysłu, bez myślenia o tych którzy muszą się przesiąść.
Nie wspominając o tym, że mieszkańcy miasta są pasażerami drugiej kategorii więc w wakacje, gdy ni ma jaśnie państwa studentów, są inne rozkłady niż poza wakacjami. Przecież to oczywiste, że student który nie płaci grosza podatków w mieście jest ważniejszy niż mieszkaniec, który jak nie dojedzie do pracy to nie zapłaci podatku z których utrzymywane jest miasto.

No… tu bym nie potrafił :slight_smile: Nic nie poradzę, jestem wszystkożerny, nie mam możliwości trawienia celulozy, więc trawa i jej podobne zieleniny mogą być fajnym dodatkiem jako sałatka, ale nie podstawowym pożywieniem :slight_smile:
Za to uważam, że mięso dostępne szeroko w sklepach jest za tanie i zbyt niskiej jakości - jednak jest różnica w jakości mięsa i w smaku kiedy jesz mięso zwierzaka który był “produkowany” w fabryce, a takiego który się luzem pasł. I ja wybieram mniej, ale lepiej.

2 polubienia

Nie śmiece, recykluje, wodę kupuje tylko w szkle, staram się unikać plastiku, dość często przemieszczam się na Boosted zamiast autem.
To i tak nie ma znaczenia, bo tyle latam, że moj footprint jest koszmarny.
Czekam aż wyjdzie elektryczne audi, które sobie upatrzyłem i przesiądę się na elektryka do codziennego commute, chociaż mojego obecnego ukochanego auta benzynowego nie planuje sprzedawać, bo potrzebuje go w góry i do skakania.
Mięso i ryby jem codziennie i nie planuje tego zmieniać, bo potrzebuje czystego źródła protein. Tutaj stawiam granice. Ale tak, jak już gdzieś napisałem, jak tylko naukowcy zmodyfikuja roślinki tak, żeby miały dużo mniej cukrów i dużo więcej białeczka, to jestem otwarty na przesiadke.
Nie jestem dumny z tego jak żyje, ale jest mi tak na rękę i mój egoizm bierze górę.
Tam, gdzie mi to wygodne staram się być eko, ale na pewno do kalifornijskiego ekstremisty jeszcze mi niestety daleko.

2 polubienia

To nie jest jedzenie, tylko to, co jedzenie je. :wink:

2 polubienia

Huel czy inne takie się nie sprawdzi? :stuck_out_tongue:

Jedzenie się je, a nie pije. Mam do końca życia jeść na obiad shake’a bananowego i sałatkę z jarmużu? :wink:
A co do samego huela, to nie. Huel w składzie bardziej przypomina gainer, niż shake’a proteinowego. Dla osób dbających o ciało to nie jest dobry stosunek makro.

Jest to zdecydowanie jedno z największych wyzwań XXI wieku, z którym jeżeli nie poradzimy sobie, skutki mogą doprowadzić nawet do załamania się naszej cywilizacji jaką znamy.

Nie jem mięsa (także z kilku innych przyczyn), staram się używać toreb/opakowań wielokrotnego użytku tam, gdzie jest to możliwe, pije kranówę i hołduje transportowi publicznemu, choć przez moją lokalizację jestem zmuszony do jazdy samochodem. Uważam, że jeżeli każdy robi coć choć trochę w tym kierunku, żeby zredukować produkcję śmieci czy generowanie zbytniego śladu węglowego, wedle swoich możliwości to i tak można uznać to za spory sukces. Trzeba być również świadomym, że ciężar odpowiedzialności nie spoczywa tylko i wyłącznie na poszczególnych jednostkach, potrzebne są też regulacje prawne i naciski ekonomiczne w celu redukcji emisji odpadów i CO2 przez przemysł. W innym przypadku, na dłuższą metę ten dens nie ma sensu :slight_smile:

2 polubienia

bardzo ciekawa jest część ostatniego podcastu Karola Paciorka z Filipem, który mówi, że od naszych zachowań “pro-ekologicznych” już nic nie zależy. Trzeba zmienić rzeczy globalnie, chyba że już jesteśmy “ciężką, rozpędzoną cywilizacją, która zmierza do tego aby walnąć w ścianę”.

Bardzo ciekawy temat w ogóle. Tak społecznie. Globalny “wróg”, którego nie można pokonać dotychczas rozumianą walką tylko trzeba zmienić się samemu. Większość przewidywań apokalipsy w filmach SF zagładę ludzkości widziało w obcych przybyszach lub wojnie atomowej. A tu się rozchodzi o to, że za dużo jemy, mamy niejakościową konsumpcję dóbr i zaprzeczamy odkryciom naukowym. Ironia :slight_smile:

7 polubień

Ja od jakiegoś czasu stosuję się do kilku zasad które miały w założeniu uprościć mi życie a przy okazji są w miarę eko:

  • gotujemy w domu więc planuję główne posiłki na mniej więcej cały tydzień: dzięki temu skończyło mi się kupowanie “a może zjemy” albo “a bydzie na zapas”

  • warzywa, owoce kupuję na targu gdzie idę z własnymi siatkami żeby nie brać foliówek. Na szczęście mam w pobliżu trzy różne targowiska

  • jak czasem nas przyciśnie żeby iść do marketu i kupić coś tam to zabieram plastikowe worki z zamkiem lub woreczki strunowe - jak nam przyjdzie ochota na np. 3 jabłka to pakuję do woreczka, przyklejam etykietę i już. W domu woreczek się wypłucze i już

  • zakupy spożywcze robimy najczęściej przez internet z dostawą, w sklepie który pakuje wszystko w papier - te papierowe torby potem służą jeszcze długo w domu, choćby jako worki na śmieci

  • zawsze mam dwie materiałowe torby ze sobą na wszelki wypadek

  • chemię zazwyczaj kupuję w największych opakowaniach, bo i tak od tego nie uciekniemy (nie wierzę w te piorące orzechy :smiley: ), i zwykle (prawo Murphy’ego) kończy się wszystko naraz więc zamawiam hurtem z Tesco z dowozem.

  • Dzbanek filtrujący do wody + sodastream do bąbelków bo nie lubię wody niegazowanej

  • Mięso kupujemy lokalnie więc przychodzę ze swoimi opakowaniami, zresztą kupujemy dość rzadko; przestawiamy się na ryby i te sprawy trochę

  • segregujemy śmieci

  • dla samego siebie wprowadziłem parę miesięcy wstecz taką drobną zasadę, że kupuję ciuchy na zasadzie wymiany 1:1 - jak coś się zużyje, to wtedy dokupuję. Kupuję mniej, za to wyższej jakości.
    Tylko z butami się nie mogę powstrzymać :wink:

  • Na ile można usiłujemy żyć “no-waste” (bo wynoszenie śmieci to udręka)

  • Jak widzę że coś mi jest ewidentnie niepotrzebne to wystawiam za 0zł na FB market i znika zazwyczaj w 1-2 dni

  • Naprawiamy zepsute rzeczy, a te których się nie da, sprawdzamy jak można najlepiej zutylizować (na szczęście w Czechach jest to dość proste)

  • po przeprowadzce do Czech sprzedałem auto bo transport publiczny w Pradze to jest czyste złoto i można wg niego regulować zegarki. Jak potrzebuję auta używam serwisów carsharingowych. Zaoszczędzona kupa pieniądza. Zresztą bilet roczny (działający na metro, autobusy, tramwaje, kolejkę linową, kolej podmiejską i promy) kupuje mi firma więc jeżdżę za darmoszkę.

Na nowym mieszkaniu planuję też wyeliminować odpadki organiczne bo wtedy będę mógł przestać kupować worki na śmieci. Myślałem o mielarce do odpadków pod zlew, ale nie wiem do końca jak to działa, mam jeszcze chwilę do przeprowadzki więc zobaczymy jak będzie.

7 polubień

Że tak tylko w temacie zostawię…

1 polubienie

Od siebie dodam, że jak 10 lat temu prowadziłem firmę okołospożywczą i miałem styczność z przetwarzaniem mięsa, to z dnia na dzień zostałem wege :smiley:

Potem mi przeszło, ale powraca czasem w koszmarach.

5 polubień

U mnie ruch zero/less-waste trochę wprowadza Arlenson, ale ja się w żadnym stopniu nie opieram, bo wiem, że to jest ważne. Zdaję też sobie sprawę, że sami nie zrobimy nagłej zmiany, ale w dłuższej perspektywie (inna sprawa, czy my mamy czas na dłuższą perspektywę w ogóle, no ale…) jak ludzie jednostkowo będą mniej używać foliówek np. to producentom tych foliówek powoli przestanie się opłacać produkować ich aż tyle - docelowo cośtam się pewnie zmieni.

Ale co do sposobów to dokładnie to samo co już poruszyliście + ostatnio stawiamy sobie miskę pustą pod prysznicem - mieszkamy na 4. piętrze, więc jak się włącza prysznic to ciepła woda dolatuje do nas z opóźnieniem i trzeba chwilę poczekać, więc zbieramy tę zimną wodę do miski i później wlewamy ją do tolety po sikaniu. Dzięki temu trochę mniej wody się marnuje - little steps, ale tych pryszniców jednak trochę się w roku bierze… :wink:

Ostatecznie bycie less-waste jest zwyczajnie tańsze jednostkowo + wcale nie jest takie “niewygodne” jak by się mogło wydawać - to jest wyrobienie w sobie kilku nowych nawyków i tyle.

6 polubień

To w ogóle ciekawy punkt jest, bo zasadniczo większość tych rzeczy, o których u góry mowa, u mnie w domu się stosuje nie ze względu na środowisko, tylko na oszczędności. Niby mięsa się je u nas dużo, ale to mięso to zwykle jest od babci albo jakichś znajomych rodziców. W gruncie rzeczy nie kupujemy mięsa w sklepie. Ja jem mniej mięsa niż rodzice, ale to raczej po prostu kwestia smaku.

Foliowych torebek nie używam, bo ten plastik jest nieprzyjemny w dotyku strasznie, a tych płóciennych toreb mam już tyle, że wkładam jedną w drugą. Poza tym wbrew powszechnemu przekonaniu reklamówki (dopóki się nie podrą) też można użyć więcej niż jeden raz, tak samo kartony itd. Jedyny problem to kupowanie warzyw, bo zwykle w sklepie są te jednorazówki do tego, żeby je zważyć, ale u nas kupuje się tylko te warzywa, których nie ma w domu, więc siłą rzeczy jest tego mniej.

Niestety lokalizacja zmusza nas do tego, żeby sporo jeździć autem, ale jak mam gdzieś być sam to na krótkie dystanse (tak do 6 km) idę piechotą z podcastami, a na długie jadę autobusem. Mi też się to bardziej opłaci niż rodzicom, bo ja mam zniżki na autobus a oni nie. Czasami kupujemy wodę w plastikowych butelkach, jak chcemy gazowaną, ale ja wolę niegazowaną, to piję wodę z filtra. Tańsza, lepsza i on demand. Na odpady organiczne jest kompostownik, nieorganiczne bierze śmieciarka, ale tych znowu nie ma aż tak dużo.

Problemem jest ogrzewanie, bo mamy piec na węgiel albo na gaz, i w zimie zwykle idzie węgiel, bo jest jednak sporo tańszy. W naszej sytuacji nie widzę za bardzo z tego wyjście, które jakkolwiek by się opłacało ekonomicznie.

U nas zasadniczo zawsze tak było i teraz, jakbym chciał kłaść nacisk na oszczędzanie, to byłoby to dużo roboty dla niewielkiego zysku. Trochę to wszystko bez sensu, bo dalej trzymam elektronikę i kupuję ubrania w sieciówkach, a footprint tych korporacji jest dużo większym problemem niż odpady gospodarstwa domowego, ale to tylko dowód na to, że samemu wszystkiego zrobić się nie da.

3 polubienia

Ja od innej strony:

Ostatnio byliśmy z żoną i dzieckiem na krótkim urlopie na Krabi. Nie jestem ogromnym fanem plaż toteż uderzyło mnie to jak się na niej zjawiłem ile śmieci wyrzuca morze. Nie miałem ze soba dobrego aparatu, aby to udokumentować, ale śmieci dosłownie mieniły się w wodzie. To jest tragedia. Rosja, US oraz kraje azjatyckie zabijają tę planetę na potęgę, ale to jest niestety kulturowo trudne do zmiany.

Niestety również sporo latam i często mam nieprzyjemność widzieć jak zachowują się niektórzy mieszkańcy wietnamu / indonezji / birmy / tajlandii. Nie chcę generalizować, ale moje doświadczenia są takie, że to są tacy truciciele, że głowie się nie mieści.

Akcja sprzed tygodnia - samolot się opóźnił o 40 minut i podano batoniki oraz napój. Co zrobili indonezyjczycy? Zeżarli i wywalili plastik pod siebie - nie, nie do kosza. Zajebali terminal śmieciami. To samo niestety mają u siebie na wyspach + wrzucają to wszystko do morza.

BTW. Nie wiem czy ktoś widział co się dzieje z organizmami żyjącymi, które te śmieci łykają lub się w nich taplają :frowning: dramat.

Wszystko zależy od danej kultury, ale ludzi da się wyedukować. Tylko to jest odpowiedzialność mediów i rządów.
Jak się otworzyły tanie linie afrykańskie, to rozpoczęły się masowe pielgrzymki do Kaaby w Mecce (każdy muzułmanin powinien taka raz w życiu odbyć) i to, co się działo na pokładach samolotów to była poezja. Ludzie chcieli ze sobą zabierać grille, żeby gotować podczas lotu. Teraz już wiedza, ze nie wolno. Indonezyjczyków tez można nauczyć.
Dla nas takie ich śmiecenie to to samo, co dla Amerykanów turysta palący szluga na Rodeo Drive. Wszystko zależy od kulturowego backgroundu.

Jak się takie rzeczy widzi na własne oczy to się może w człowieku zagotować. Piszesz tu o innej kulturze - ja idę u nas w PL do lasu/puszczy i jak widzę puszki po piwie czy “setunie” to ciśnienie skacze. Ludzie wyrzucający śmieci przez okno w pociągu (what!!!)… Ale zasada jest prosta - bałagan w głowie, bałagan na zewnątrz. To się nie bierze z nikąd.

A tak jak Piotrek pisze - kwestie kulturowe. U nas wbrew powszechnej opinii nie jest tak źle. Bardziej na zachód w Europie przykład parkingów przy autostradach czy różnych miejsc obsługi pasażerów (McD, KFC, stacje benzynowe)… Ja się cieszę jak wracam do kraju bo jest czysto. Niemcy, Francja mają tam taki śmietnik, że się nie da na to patrzeć.

Ja się cieszę jak wracam do PL i widzę toalety w MOPach - u nas można wejść, we Francji czy w Belgii to ja się bałem :slight_smile:

Może w MOPach tak, ale na lotnisku nie ma gdzie dziecka na spokojnie przebrać bo wszystko jest tak ujebane, że smutek ogarnia serce.

Chyba nie widziałeś WC na hiszpańskich lotniskach… tam to dziecko w wózku przewijałem, bo strach było czegoś dotknąć.
To ja juz wolę nasze, w miarę czyste są :slight_smile: