To ja wrzucę taką anegdotkę a propos anonimowości w sieci. Wołam @piotrek69 bo mówił, że nie jest googlowalny.
Miałem kilka lat temu sytuację, że znałem kogoś online, kto udzielał mi pewnych informacji. Osobę znałem tylko z imienia, zawodu i miasta, natomiast w toku różnych rozmów mailowych dostałem trochę więcej info (ale bez przesady, drobne rzeczy).
Kiedyś ta osoba rzuciła mi w żartach wyzwanie - znajdź mnie. I przyznam szczerze, że efekt był kombinacją wielu czynników (szczęścia również) i co najbardziej zaskakujące zajął mniej czasu niż sądziłem.
To wyobraźcie sobie, że jesteście tą osobą, siedzicie na kolacji z kontrahentami. Po chwili przychodzi kelner i mówi, że taksówkarz z którym jechaliście dzwoni, że zostawiliście coś w aucie. Bierzecie od niego telefon a tam „No siema, tu vantroff. Wiem, że taksówka nie była użyta bo masz biuro dwie ulice dalej ale musiałem coś powiedzieć w restauracji. Gotcha!”.
Ja powiem tak: dla mnie, w moim konkretnym przypadku o prywatność warto dbać do takiego stopnia, do którego nie uprzykrza mi to życia.
Podstawowa higiena używania internetu, publicznych WiFi, brak jakiejś poważnej obecności w social media (prywatny Instagram, brak fb) itp. Nawet na Twitterze zadbałem o to, żeby nie śledzić niczego związanego z moja praca.
Moje dbanie o prywatność ma tylko dwa powody, które tak naprawdę są jednym powodem: a) eksponowanie życia publicznie nie jest mile widziane u mnie w firmie, b) zdarzało się niejednokrotnie, ze z moimi pracownikami próbowali się kontaktować przez sm pracownicy firm, które w danej chwili audytowalismy, jak coś było nie halo.
Ja rozumiem, że identity theft is not a joke, Jim, ale nie chce tez popadać w paranoje.
Gęby w sm nie pokazuje, staram się być rozsadny, ale zyje bez aluminiowej czapki.
Mam wrażenie, ze z tym skupieniem się na bezpieczeństwie jest czasem jak ze skupieniem się na produktywności. Znam takich, co tyle poświęcają czasu na nowe aplikacje, książki, kalendarze, to do listy itp, ze piec razy szybciej by zrobili robotę z kartka i długopisem. Bezproduktywne skupianie się na produktywności jest taką samą przesada jak dbanie o bezpieczeństwo do stopnia utrudniającego życie.
Tez tego nie rozumiem, zwłaszcza że wkur**a to absolutnie wszystkich poza rodzicami owych dzieci.
Nie widze plusów takiego rozwiązania.
Brak Facebooka bardzo ułatwia nieogladanie cudzych dzieci.
Natomiast polecam w temacie zdjęć dzieci szczerość. Jak ktoś wrzuca zdjęcie dzieciaka i na pierwszy rzut oka widać, że to takie połączenie goluma z ziemniakiem to koniecznie trzeba o tym rodziców poinformować. Wystarczy raz i choćby jeszcze tuzin dzieciaków zrobili, to na bank żadnego więcej nie zobaczysz.
@piotrek69@vantroff
A co myślicie o kontach w portalach typu linked in (czasami kluczowe w obecnych czasach przy szukaniu pracy w niektórych zawodach) ?
Pytam, bo sam mam z tym problem - z jednej strony jest tam masa informacji o mnie (typowo zawodowych, ale jednak), z drugiej dużo osób zgłasza się do mnie właśnie przez LinkiedIn.
Ja już nie używam, bo a) jak już wspomniałem jest to u mnie bardzo niemile widziane, b) nie planuje szukać nowej pracy, a headhunterzy i tak nas znajdują przez wtyki w HRach, a nie linkediny.
Ogólnie to lepiej zawsze czekać, aż się zgłosi do Ciebie hh, niż szukać czynnie nowej pracy, jeśli nie narzekasz na obecna. HH nie zgłosi się do Ciebie, jeśli jego klient nie ma Ci do zaoferowania 20-25% wyższego wynagrodzenia. Po pare(naście) procent nikt zadowolony z obecnej roboty nie będzie się fatygował.
Linkedin jest spoko na niższych korporacyjnych stanowiskach. Później totalnie nie ma sensu i uzupełnianie go to tylko niepotrzebne zawracanie dupy.
Auta elektryczne są kurewsko drogie. Wspomniana skoda z 1.0 kosztuje 35-40k a jej wersja elektryczna 80k i trzeba myśleć o prądzie. Jeżdżę renault masterem 2.3 dci euro 5. Nowy to 72k netto. Wersja zero emision kosztuje 240k netto. Chciałbym kupić mastera ze ale nie ma szans żeby jakkolwiek auto mi się opłaciło. W cenie jednego ze mam 3 zwykle i jeszcze kilkadziesiąt tysięcy na paliwo i serwis
Czy ja wiem… Przecież statystycznie zwiększasz sobie szanse, że ktoś obiecujący Cię zobaczy jeśli masz konto na ld. Jasne, że automatycznie zgłosi się też do Ciebie więcej nieobiecujących ofert ale generalnie zalezy to też od tego czego oczekujesz i na jakim etapie ścieżki zaawodowej jesteś.
Tylko wiesz… załóżmy, że zarabiasz 0.5-1M USD rocznie. Statystycznie przyjdzie do Ciebie 0.05% ciekawych ofert. Cała reszta to crap, którego trzeba unikać. Jak ktoś chce Cię zatrudnić to Cię znajdzie inaczej.
Edit: W sumie to wystarczy zarabiać 150-200k USD rocznie i już LinkedIn nadaje się jak dziura w moście.
Ależ oczywiście. LinkedIn też jest świetnym miejscem na zarabianie. Moja koleżanka ma PowerProfile, który generuje jej mnóstwo kasy + zarabia na konferencjach (też dzięki LinkedIn).