Bardzo dobry odcinek!
Odnośnie kodów, to książki w kioskach ruchu, gazetki o grach, przywiezione kartki z zeszytu po wakacyjnych wizytach u starszego kuzyna z drugiej strony polski - każde źródło było dobre.
Ale czasem trzeba było działać inaczej, szczególnie w czasach przed Internetem. Miałem kolegę, który po instalacji każdej gry buszował po plikach i szukał tych konfiguracyjnych. Często w ten sposób “kodował gry”. Np. w jednej z wersji Cesara (takie SimCity w starożytności) ustawił sobie ujemną, wysoką cenę za każdą jednostkę drogi wybudowaną. Dzięki temu $$$ przestały być problemem. Dzisiaj ma własną kancelarię radcowską w dużym, wojewódzkim mieście.
Ale zgadzam się z @pawelorzech że za małolata to kody zwiększały fun w grze, a nie miały pomóc przejść całość. Piękne czasy.
Pamiętam kod w Prince of Persia, który pomagał przeskoczyć level, ale… zabierał minuty z 60, które były limitem przejścia gry. Co więcej zabierał ich więcej, niż przy zwykłym przechodzeniu, więc nie dało się tak przejść całości
Co do walkthrough, to zdecydowanie wolę pisemne + screeny. Głównie ze względu na szybkie scrollowanie tekstu. Trochę jak @6ghost9 Ale sięgam po nie w ostateczności, bo trochę duma (tak, na pewno przez ‘m’) boli, jak człowiek musi skorzystać. Najczęściej robię to wtedy jak wydaje mi się, że przeoczyłem coś w lokacji, do której powrót byłby czasochłonny i wolę się upewnić, że faktycznie powrót ma sens. Jednak pamiętam, że w czasach ‘przed internetem’ dorwanie solucji do gry przygodowej, w której człowiek utknął miesiące wcześniej było lepsze niż znalezienie dużego nominału w spodenkach z ostatnich wakacji :))))
Za to np. dzięki walkthrough poznałem historię jedynki The Last of Us, gdy nie miałem jeszcze konsoli. Naprawdę oglądało się to jak serial
P.S. a czy np. czasowe obniżanie poziomu trudności, żeby przejść jakiś etap gry też traktujemy jako współczesne cheatowanie?