Mogę coś dodać od siebie, jako osoba słuchająca troche krócej, bo AFAIR od początku 2020. Także miałem momenty w których się nudziłem, ale zawsze wracałem. Osobiście najbardziej lubię podcasty jak najbardziej personalne, nie lubię zbyt wiele słuchać o newsach technologicznych, a bardziej jak autorzy wykorzystują technologię lub jak wpływa na ich życie, najlepiej w bardzo konkretnych kontekstach. Np. spodobał mi się ostatni temat o zarządzaniu zadaniami, ale wolałbym już od niego odpocząć. Pewnie też dlatego tak lubię podcast Cortex, który jest jedynym, jaki przesłuchałem od pierwszego odcinka.
To może być niepopularna opinia, ale jestem zdania, ze zwrócenie pewnej uwagi na liczby i na finanse jest bardzo ok dla nawet hobbistycznych projektów - bo wtedy buduje to staranie, aby produkować rzeczy bardziej atrakcyjne dla obecnych słuchaczy i potencjalnych. Nie chodzi mi o przegięcie i skok na kasę, ale taki racjonalizm - skoro opowiadałem o czymś już w wielu odcinkach to może potrzeba innego tematu, a liczby mogą być wskaźnikiem tego, czy tak jest.
Z tematów, które ostatnio spodowały, że chciałem zakończyć słuchanie to opowieść o jakimś ziomku, co w jakichś social mediach kłócił się o instalowanie Google Analytics - seriously not worth my time.
Mnie najbardziej zawsze w mediach z których korzystam irytuje nuda, powtarzalność, poruszanie mało ciekawych tematów. Jeśli tematów jest mało to wolałbym rzadsze odcinki z większym natężeniem mięska.
Na końcu artykułu jest cytat, z którym się mocno zgadzam.
“Powieść, oprócz innych rzeczy, jest rodzajem kapsuły czasu: zapisem okresu, w którym została napisana. Odzwierciedla kulturę tego okresu, jego język, wierzenia, postawy - i tak, uprzedzenia. Starsze powieści mają więc szczególną wartość historyczną: uczą nas o przeszłości. W istocie ożywiają ją - i to znacznie żywiej niż podręcznik historii” - wskazywał w zeszłym tygodniu w komentarzu publicysta “Daily Telegraph” Michael Deacon.
"
Przeszkadza, ale nie o tym rozmawiamy.
Rozmawiamy o obeldze nieakceptowalnej niezależnie od tego, jakim językiem posługujesz się w domu.
Bo idąc za Twoim tokiem rozumowania, byłoby w porządku, gdyby Twój brytyjski sąsiad powiedział do Ciebie „your wife is a kurwa”.
Skoro tego słowa nie ma w angielskim, to nie widzimy problemu, nie?
No właśnie o tym pisałem. To ty postanowiłeś się doczepić jednego słowa nie pisząc nic w temacie.
A co do tej kurwy - ło panie, ile ja razy to tutaj słyszałem…
I nie - nie używam na co dzień slow typu nigga, czarnuch czy podobnych. Tak samo denerwuje mnie mówienie typu ciapaty czy białas. Ale to świadczy o człowieku. Czy powinno być usuwane z książek? Raczej nie. Czy powinno być automatycznie blokowane? Nie wiem. Od tego jest moderacja (żywa), żeby usuwać i karać jeśli trzeba. Bo czasami słowo takie czy inne może być użyte w formie cytatu czy (jak tu) w linku. Kontekst to coś czego automat nie łapie.
PS za każdym razem jak wchodzi podobny temat wychodzą różnice kulturowe. Bo Ty mieszkając na tamtym kontynencie masz na to zupełnie inne spojrzenie.
Martin przepraszam, ale nie zniżę się do poziomu który narzucasz.
Muszę Ci powiedziec, ze sporo straciłeś w moich oczach tym ostatnim wpisem, bo albo jesteś debilem, albo prostakiem.
Tak czy siak:
I niech Ci nie przyjdzie do głowy pomylić przyzwoitości z byciem snowflakiem, bo to jest ulubiona wymówka chamów.
Usuwanie na siłę pewnych słów można oczywiście łatwo obronić, ale to prowadzi donikąd. Np w świecie developerów nie powinno się już używać słów “master” czy “blacklist”. Same w sobie te słowa nie znaczą nic złego, i dla wielu ludzi znaczą to co znaczyć powinny i nic ponadto. Niestety są ludzie którym kojarzą się źle. Nie umiem wczuć się w rolę osoby czarnoskórej i stwierdzić czy takie stwierdzenia w kodzie programu obrażałyby moje uczucia. Moja prywatna opinia jest taka że czasami idziemy o krok za daleko. Ale dopuszczam myśl że mogę się mylić.
Myślę jednak że usuwanie słów nic nie da. Tak się nie da nauczyć tolerancji. To przychodzi z wychowaniem kulturą czy szkołą. Jak najconalizm nadal będzie wspieramy przez państwo, to usuwania takich słów to kompletna strata czasu.
Oj tak… O tym samym pomyślałem jak słyszałem o burzy wokół “Zabić Drozda”
Dochodzimy do momentu, gdzie poprawność i obawa przed zranieniem czyichkolwiek uczuć sprawia, że widzimy coś na kształt Ministerstwa Prawdy rodem z powieści Orwella.
I mam wrażenie, że może to doprowadzić do sytuacji za kilkadziesiąt lat, że pretensje jakiejkolwiek z grup społecznych odnośnie historycznej dyskryminacji lub prześladowania będą bagatelizowane bo w międzyczasie “poprawianie” dzieł kultury wymaże ze zbiorowej świadomości fakt istnienia takich zdarzeń.