#277 - Im mniej masz pieniędzy tym lepiej

Wyoraszam sobie. Hejtowałem pizzę hawajską ma długo zanim to było modne. :stuck_out_tongue:
A pizzę piekę sobie sam na kamieniu. BTW bardzo polecam kamień do pizzy, rewelacyjna rzecz.

3 polubienia

Mam i potwierdzam. Inaczej nie da się w domu zrobić pizzy.

1 polubienie

Hawajskie… to tylko koszule

3 polubienia

Wyszła mi z tego powieść. Przepraszam. Na końcu jest tldr. Miałem opowiedzieć o “bezgotówkowej” Holandii to opowiem.
Mam ojczyma Holendra, więc akurat byliśmy w jego domu na wakacjach. Postanowiłem w związku z tym spotkać się ze znajomymi z Erasmusa w Delft. Do samego Delft dotarłem bez problemu, bo rodzice jechali do Rotterdamu i mnie podwieźli. Dzień minął przyjemnie, połaziliśmy po mieście, a wieczorem impreza. Zakupy zrobiłem bez problemu, to były czasy bez Revoluta, więc miałem gotówkę z kantoru. No i po imprezie wypadałoby wrócić do domu. Nie chciałem nocować u znajomych, szczególnie, że do Lelystad miałem 1,5h pociągiem. No to po północy pojechałem nocnym autobusem na dworzec. I po tym przydługim wstępnie zaczęły się schody. Dworzec w Delft jest maleńki, to jest niewielkie stare, akademickie miasteczko. Kasa w nocy jest zamknięta, ale spoko, jest automat. Można płacić kartą, albo monetami. Nie mam tyle drobniaków, więc trudno, zapłacę kartą i przeżyję tę prowizję. Impreza była naprawdę fajna i była jak L’Oréal (tego warta). No to cyk wybieram bilet. No to cyk wyskakuje jakiś komunikat po holendersku. No to cyk zmieniam język na angielski. No to cyk jeszcze raz wybieram bilet. No to cyk Mastercard z mBanku do terminala. No to cyk wyskakuje komunikat, że jest błąd i transakcja nie może zostać przeprowadzona. No… to… nie cyk. Nie powiem, byłem tego wieczoru dość rozbawiony, ale teraz to się zmartwiłem. Rozglądam się wokoło, ale na dworcu pusto i ciemno, wszystko zamknięte. Rozglądam się po okolicy, ale najbliższe sklepy też zamknięte a nie mam czasu biegać i szukać bo mi pociąg odjedzie, a nie wiem kiedy następny, bo internetu w telefonie brak, bo milion szekli za MB. Ale ale, pojawili się konduktorzy, jak anioły jakoweś. Zapytałem o terminal, a oni mi na to:

  • Mastercard? Tego nie pomalujesz, to je ameli… To znaczy tym Szanowny Pan nie może zapłacić, tutaj tylko Maestro. Ale Pan się nie martwi, my Panu z przyjemnością sprzedamy bilet za hard cash, bez dodatkowych opłat.
    -Super, tutaj jest moje 50 ojro, poproszę bilet do Lelystad?
  • 50 ojro?! Z Arabii Saudyjskiej się Pan urwał? Kto takie banknoty przy sobie nosi? Wydać nie mamy.
    -I co ja biedny teraz pocznę?
  • Wsiadaj Pan i nie pytaj, na najbliższej stacji w Dużym Mieście stoimy przez 15min. Jedź Pan tam bez biletu, na naszą odpowiedzialność. Potem Pan wyskoczysz, rozmienisz w jakimś sklepie czy kebabie i kupisz sobie bilet na dalszą jazdę.
    Jak pomyśleli tak zrobiłem. Dojechaliśmy, ja wyskoczyłem, pobiec musiałem poza dworzec niestety bo jednak nawet w Dużym Mieście zamykają sklepy w nocy. Ale zaraz obok dworca był Burger King, pełen ludzi… Chyba gastrofaza nie jest tu rzadkością… Hmm…
    Przepchnąłem się przez tłum do kasy i dyszę
    -Change… Please… Fast…
    Miły Pan akurat miał otwartą szufladę w kasie, dokonaliśmy transferu pieniędzy i cały radosny pobieglem na dworzec do mojego pociągu. Ach, tak, zapomniałem wspomnieć, że przepychanki trochę trwały i niestety pociąg odjechał 2 minuty wcześniej. Informacja zamknięta, rozkład jazdy niejasny, bo w sumie nie wiem, którym pociągiem mam jechać i w jakim kierunku. Telefon do znajomych, trudno, najwyżej roaming mnie zrujnuje. Drogą telefoniczną z pomocą ich WiFi ustaliliśmy, którym pociągiem mam teraz jechać. Wsiadłem, kupiłem bilet u konduktora za zdobyte drobniaki. Nawet nie robił wyrzutów tak jak u nas, że się nie pofatygowałem się od razu po wejściu tylko czekałem na kontrolę. Dojechałem do Lelystad, i poszedłem do domu. Dwa razy, bo w połowie drogi stwierdziłem, że chyba idę w złym kierunku, bo już dawno powinienem być na miejscu. Więc wróciłem na dworzec, bo tam była mapa miasta. Potem poszedłem jeszcze raz tą samą drogą bo szedłem na dobry azymut, tylko że zrezygnowałem w połowie drogi.

tl.dr Chciałem kupić bilet na pociąg w automacie, ale przyjmował tylko Maestro. Musiałem się nagimnastykować żeby rozmienic gotówkę i kupić bilet u konduktora.

17 polubień

Przepiękna historia. Piątka z plusem.

1 polubienie

Jezu jaka to jest piękna historia w stylu past Malcolma.

2 polubienia

Wspaniała to była historia. Nie zapomnę jej nigdy.

2 polubienia

A propos krajów niedorozwiniętych bankowo to jednym z bardziej zacofanych są Niemcy. Tak, dokładnie te Niemcy za naszą zachodnią granicą, które od lat uważane są za gospodarczego tygrysa tej części świata :wink:

Konsumenci niemieccy ogólnie mają problem z chęcią posiadania ogólnodostępnych na świecie kart płatniczych, a co za tym idzie niemieccy przedsiębiorcy (czy. sklepy, gastronomia, itp.) nie kwapią się do zakładania terminali płatniczych. A jeśli już to akceptujących karty “Sparkasse” wydawane przez lokalne banki lub kasy oszczędności i działające (akceptowane) na relatywnie niewielkich obszarach, np. tylko w danym landzie.
Oczywiście w dużych miastach, dużych centrach handlowych, atrakcjach turystycznych, itp. nie ma problemu z płacenia popularnymi na świecie kartami (choć są niechlubne wyjątki, o czym niżej), ale już np. wchodząc do małego osiedlowego sklepu trzeba być przygotowanym na płatność tylko gotówką.

Mnie osobiście dwukrotnie w Niemczech spotkało zaskoczenie pomieszane z zażenowaniem, przyprawione lekką nutą arogancji i niezrozumienia. Po raz pierwszy, kiedy to we wrześniu 2018 roku (czyli całkiem niedawno) na dworcu kolejowym Berlin Hauptbahnhof (czyli głównym dworcu kolejowym stolicy) nie mogłem zapłacić kartą w żadnym, pogrubiam, żadnym punkcie z przekąskami z kilkudziesięciu tam się znajdujących.

Drugi przykład, dosłownie w ubiegły weekend, płaciłem kartą w kawiarni (bo akurat można było) i trzy miłe panie nie potrafiły sobie poradzić z obsługą relacji karta ↔ terminal… Zaczęło się od przeciągania paska magnetycznego nie tą stroną, następnie próbą włożenia karty odwrotnie do znajdującego się na niej czipa… Udało mi się zapłacić dopiero po zasugerowaniu, że mogą to zrobić zbliżeniowo - symbol płatności zbliżeniowych na terminalu bił po oczach już od wejścia…

Z tego co czytałem na ten temat są dwa główne powody takiej antypatii do płatności innych niż gotówkowe pośród niemieckich konsumentów. Pierwszy, sięga jeszcze czasów kryzysu początku lat 30-tych, który doprowadził do bankructwa i niewypłacalności wielu niemieckich konsumentów - stąd pokutujące w narodzie niemieckim do dziś (błędne) przekonanie, że pieniądz w gotówce, w portfelu jest bezpieczniejszy, niż gdzieś na koncie. Drugi powód jest bardziej racjonalny. Otóż Niemcy twierdzą, że pieniądz wydawany w gotówce jest lepiej przez nich kontrolowany i nie “ucieka” z portfela tak szybko jak przy pomocy posługiwania się kartą. I tu, jako wielbiciel i koneser płatności bezgotówkowych, muszę się niestety z nimi zgodzić…

10 polubień