No i pięknie
Najpierw BvB2
Oglądamy sobie tego AUS i tego USA na przemian. W AUS jesteśmy już po merge’u, bardzo mi się podoba co tam się dzieje, no a gdzie jesteśmy w USA to wszyscy to widzimy.
Mam parę refleksji - gorzkich głównie - w kontekście tego czym stał się USA Survivor. Cieszę się, że w tym sezonie te twisty głupie proponowane przez Jeffa w stylu oddajcie głosy i dostaniecie ryż zostały (słusznie) zignorowane, ale… USA Survivor chce być jakimś o wielkim eksperymentem, rozmawiajmy o emocjach i bądźmy tacy oh ah, meanwhile w AUS jedyną refleksją jest to, że jak komuś poderżnę garło na tribalu, to będę musiał wyrżnąć cały jego alliance.
Nie wiem, wszystkie ostatnie sezony USA są miałkie, nijakie, nie wprowadzają niczego fajnego, twisty niektóre są spoko, ale generalnie wolałbym usunąć wszystkie z nich niż którykolwiek rozważać, żeby został na stałe.
Paulina się śmieje, że dużo na temat stanu obu survivorów mówi fakt, że będąc w 13 odcinku AUS mamy merge, a 13 odcinek USA to zostało ich pięciu i zbliżamy się do finału. Trochę to prawda, to tempo sprawia, że ani się ich nie da polubić, ani mnie nie obchodzą szczególnie (no dobra, wiadomo, że gdzieś komuś mogę kibicować, ale kurde, dużo bardziej wkręcam się jednak w dłuższe sezony, cześć AUS)… a jeszcze w przypadku aktualnego sezonu USA, to podobało mi się jak ktoś na reddicie powiedział, że całe jury ma main character syndrome i wszyscy myślą, że to jest o nich sezon. Ugh.
Jeff, daj ludziom jeść, niech żyją w “komfortowych” warunkach i napierdalają się w grze, w której mają siłę na spiskowanie i robienie epickich akcji, bo w AUS to jakoś wychodzi dużo lepiej.
Nawet gorzej. 13 odcinek to będzie finał.
Ale tak. Zgadzam się całkowicie.
Z drugiej strony w AU są rzeczy, których nie widzimy. Jak to sztuczne czytanie głosów w finale, o których mówiłem. Jak głupie twisty. Zresztą jak skończycie oglądać, to ja temat twistów chciałbym jeszcze raz poruszyć.
AU byłby idealny, ale tam żądza zrobienia dobrego show dla TV trochę jednak wpływa na sposób prowadzenia gry. Z jednej strony rozumiem, bo podobno Channel 10 słabo sobie radzi finansowo i Survivor jest jedną z niewielu rzeczy trzymających ich przy życiu, z drugiej są jednak rzeczy, które straszliwie mnie drażnią.
Jeff natomiast wydaje się coraz bardziej odklejony, co da się zauważyć w jego podkaście. On jest bardzo przekonany o słuszności podejmowanych decyzji i jęki fanów niczego nie zmienia, bo założenie jest takie, że you can’t please them all.
mi się wydaje, że mamy jakiś taki okres przejściowy w Survivorze i że prędzej czy później on się przeniesie z CBS na Paramount+. I wtedy może parę rzeczy się zmieni. Na razie doceniam dłuższe odcinki, ale jak nienawidzę całym sercem takiej narracji, to Survifor stał się ofiarą wokizmu.
Zmiana w ciasto waniu jest super bo biały survivor zawsze był do dupy, ale ta nagonka na rozmawianie o emocjach i “uczenie się czegoś nowego w każdym odcinku” mnie drażni. To nie jest program misyjny. To jest show, w którym oczekuje właśnie naparzania się i podcinania sobie gardeł. To była zawsze magia survivora.
Ja osobiście winię za wszystko Ricarda. Odkąd zobaczyłem i znienawidziłem go w S41 wszystko się zmieniło na gorsze
Jeszcze tak na koniec: nie pamiętam, kiedy ostatni raz komuś naprawdę kibicowałem w new era. Oglądam, bo to dalej jest dobre, ale mam totalnie w dupie kto wygra. W AU szybko mam faworyta zawsze i to niekoniecznie tego, którego wpycha mi do gardła edytor. W US niech se wygra kto tam chce (byle nie Ricard)
Ten australijski format, który przyjął się w innych krajach poza USA jest dziś lepszy. Ale US raczej nigdy go nie przyjmie. Jeśli już, to dostaniemy “new era 2.0” IMO. Szkoda.
W castowaniu a nie ciastowaniu. Ale to dobry pomysł. Pociastowałbym.
Gdyby komuś było mało Jonathana (a Jonathana nigdy za wiele), to proszę uprzejmie:
A swoją drogą to miałeś znaleźć Jonathana w Sopranosach @pawelorzech
TAK! Widzieliśmy, przepięknie, pasował tam, chociaż nawet “epizodyczna rola” to dużo powiedziane
Właśnie w serialu, który zacząłem oglądać wspomnieli te katastrofę w Andach co się zjadali i ja bym chciał się tu czymś podzielić.
Ja nigdy nie kupowałem tego, że zjadali tylko tych, którzy umarli “naturalnie”. No come on. Za dużo tu szczęścia, że akurat mięsko się nowe pojawiało, jak było potrzebne.
Ale dopiero dziś mnie olśniło, że jeśli moja teoria jest słuszna (a jest), to tam trochę musiał taki tribal council odchodzić. Tribal decydował, czyja pochodnie zgaszą. A jak wiemy pochodnia symbolizuje życie.
No w sensie kurde zaryzykowałbym może nie rękę, ale palec jakiś na pewno. A u stopy to już w ogóle ze dwa.
Toasty też nie.
Kurwa. ROASTU
Odpadł właśnie Alex. Jezus Maria co to jest za doskonały sezon. Nie wiem kiedy tak dobrze się bawiłem, chyba w ostatnim sezonie z Golden Godem.
Mówiłem? Mówiłem!
A w 46 uważam że spoko zwycięzca, natomiast Maria… biedny Charlie.
Czy ja wiem czy taki spoko. Ja rejdżuje od wczoraj.
Uważam, że Charlie miał o niebo lepsze CV.
Ogólnie to moja ex faworytka Maria odwaliła taki numer, że szkoda gadać. Nie kupuje tego jej pierdzielenia. Była chyba wielce obrażona, że odpadła i z jakiegoś absurdalnego powodu obwiniała o to Charliego. Nie wyobrażam sobie, żeby nie oddać głosu na swojego day one, który tak naprawdę nigdy jej nie zawiódł. To ona wymierzyła pierwszy cios, a później głos Charliego niczego nie zmienił. Maria ssie i jest stara salty bitch.
A jakby tego mało, to Ben powiedział, że gdyby było 4:4, to by głosował na Charliego. A wcale nie musiał mówić. Mógł się wymigać. A powiedział. Więc to nie było takie “nie wiem co bym zrobił”.
Ja uważam, ze Charlie was robbed. Fakt, że trochę słabo mu wyszedł FTC, ale i tak powinien wygrać.
Nic nie mam do Kenzie, ale zwyczajnie nie była najlepsza z top 3.
Ale szanuję ten sezon za Liz i Q. Takich odklejeńców to ja dawno nie widziałem. Kocham ich niezmiernie.
Q piedzielacy głupoty w jury podczas FTC, Liz twierdząca, że wygrana miała w kieszeni. No palce lizać. Naprawdę.