Chciałbym tylko pokazać mój inbox.
Zawsze dbam o to, żeby skrzynka była czysta. Dużo usuwam i archiwizuję bez podejmowania akcji. Inbox Zero, ale ten poprawny (spędzaj mniej czasu w mailach!).
Chciałbym tylko pokazać mój inbox.
Zawsze dbam o to, żeby skrzynka była czysta. Dużo usuwam i archiwizuję bez podejmowania akcji. Inbox Zero, ale ten poprawny (spędzaj mniej czasu w mailach!).
U mnie od lat panuje Inbox Zero na każdej skrzynce mailowej. Od razu człowiek lepiej się czuje gdy nie jest ona zawalona mailami, które wiszą i wiszą.
To może jak tak szybko, w kilku słowach, spróbuję nieco wyjść na przekór idei Inbox Zero…
A co gdyby mailbox wykorzystać jako kolejne miejsce do zarządzania zadaniami?
Hear me out…
Jako osoba, która nie dostaje jakoś specjalnie dużo maili (bo zadbałem o to w życiu prywatnym i zawodowym), mogę sobie pozwolić na podejście, gdzie własny mailbox wykorzystuję jako dodatkowy system do zarządzania zadaniami, gdzie każdy pozostawiony w skrzynce mail oznacza albo swego rodzaju action point lub ważną informację, wszystko przydatne w bardzo niedalekiej przyszłości. Wyrobiłem sobie nawyk do świadomego zaglądania kilka razy dziennie do skrzynki i lustrowania takich action pointów.
Jak to działa?
W zasadzie banalnie prosto. Mail trafia do skrzynki i na tym etapie jest: archiwizowany (w większości przypadków), usuwany lub oznaczany jako przeczytany i pozostawiony jako action point. Tutaj triage działa brutalnie i bezwzględnie, a praktyka powoduje, że sprawnie decyduję co pozostaje, a co nie.
Oznaczanie jako przeczytane sprawia, że znaczek nieprzeczytanych wiadomości niepotrzebnie nie przykuwa mojej uwagi. A nawyk systematycznego, choć nie nagminnego, sprawdzania inboxa w celu przejrzenia swoistej “listy zadań” sprawia, że mam pod kontrolą wiele więcej i nie muszę ustawiać specjalnych zadań w managerze zadań czy kalendarzu i linkować do wiadomości, bądź później jej szukać.
Kiedyś podobny efekt uzyskiwałem dzięki “labelowaniu” takich action pointów, jednak był to kolejny step w procesie, który postanowiłem usunąć. (Mam już i tak dość szalenie dziwny system, więc każde usprawnienie jest more than welcome…)
Jeśli Ci pasuje, to się tego trzymaj… Ja oznaczam sobie w Gmailu filtrami te najważniejsze: rachunki, płatności itd. Do zrobienia mają
, a zrobionym zmieniam ręcznie na:
. Reszta do archiwizacji. Może nie InboxZero, ale mi tak pasuje.
W służbowym mailu mam założone katalogi - dla każdego projektu osobny. Mail wisi w inboxie, aż nie wykonam zadania, o którym mówi, a potem ląduje w odpowiednim ktalogu. Łatwo potem do nich wrócić.
Wypaliło mi oczy, dzięki.
Ała…
Ja bym tak nie umiał. U mnie wiadomości przeczytane maja być w inbox o ile nie należy do kilku kategorii które są przenoszone do odpowiednich katalogów.
Wg mnie, jeżeli mail przeczytany zostaje w inboxie, to siłą rzeczy czytam go wiele razy (albo chociaż nagłówki). Dla mnie to strata czasu.
Dla mnie nie, bo zwracam uwagę tylko na nieprzeczytane. Ale każdy lubi inaczej
Nie używasz flag?
Nope. Nigdy.
Ciekawe, dlaczego? W sensie jak podchodzisz to maili z którymi teraz nie możesz nic zrobić, ale wiesz że za tydzień już może tak?
Ja z kolei Inbox zero osiągam trochę oszukując - filtruję po prostu po nieprzeczytanych, a przeczytane są albo zarchiwizowane albo otagowane flagą… bo to cholerstwo nadal nie potrafi snoozować maili.
Snoozuje. Gdyby nie to, miałbym inbox 500. Ale po prostu ustawiam je jak zadania - w przyszłość i już.